19 dni grozy i walki
— diariusz wydarzeń —
6 listopada 1989 r.
Ms. „Bolesław Krzywousty” wypływa z Gdyni w swoją jubileuszową 50 podróż do portów Morza Czerwonego. 29 załogą dowodzi kpt. ż.w. Andrzej Sikorski, dla którego miał to być ostatni rejs przed przejściem na emeryturę. W podróży uczestniczy również pasażer, którym jest żona starszego mechanika Krystyna Makowska.
7 listopada — 2 stycznia 1990 r.
Rejs przebiega normalnie. W Europie statek zawinął jaszcze do Halmstad w Szwecji, a na Morzu Czerwonym do 4 następujących portów: Aqaba, Hodeidah, Jeddah i Port Sudan. Po całkowitym wyładunku statku w Port Sudanie nastąpił jego załadunek wyczesami bawełnianymi, tzw. „lintersami" w ilości 1333 tony do ładowni l, 2, 4A i 5; (ładownie 3 i 4B chłodzona - były puste). Ponadto statek miał na pokładzie 4 puste kontenery 20' puste oraz 4 kontenery 20' z wannami, załadowane w Aqabie z przeznaczeniem do Gdyni.
2 styczeń 1990 r.
Tego dnia wieczorem zakończono załadunek w Port Sudanie i po godzinie 20-tej odcumowano z portu udając się do Massawy, co było zgodne z poleceniem Działu Eksploatacji Linii M. Czerwonego i zawartym czarterem na przewóz 2000 ton makuchów z tego portu do Danii.
3 styczeń
Ok. godziny 16.30, gdy statek znajdował się w odległości ok. 59 Mm od Massawy, a odległość od linii brzegu wynosiła 5,5-6,0 Mm, pełniący wachtę morską na mostku I oficer Stanisław Lachowicz zobaczył, że do statku zbliżają się dwie (niezidentyfikowane szybkie łodzie motorowe. Natychmiast powiadomił on o tym kapitana, który w ciągu paru sekund znalazł się na mostku. Z prawej burty, na trawersie, w odległości 70-90 m od statku płynęły dwie łodzie, na których nie było żadnej flagi czy bandery, a znajdujący się tam uzbrojeni osobnicy krzyczeli „stop”, „stop”. Kapitan przez tubę głosową zapytał o co im chodzi i nie czekając na odpowiedź powiedział, że jest to polski statek. Świadczyła o tym również powiewająca na rufie polska bandera, którą I oficer kazał podnieść, kiedy jeszcze łodzie były daleko od statku. Jedyną odpowiedzią na zapytanie kapitana był ponowny okrzyk „stop”.
Kapitan widząc dwie uzbrojone łodzie i trzecią łódź podchodzącą od rufy - odpowiedział: „Okey, we will stop in few minutes”, po czym zatelefonował do maszynowni i powiedział: „proszę zaraz obroty manewrowe, będziemy stawali, zatrzymują nas nieznani napastnicy”. Mimo, że maszyna, moment później rzeczywiście zaczęła przechodzić na obroty manewrowe, ok. godziny 16.38 na prawe skrzydło mostka padł pierwszy strzał z granatnika. Wśród rozpryskujących się szyb, kapitan zdążył jeszcze dać „całą wstecz”. Ciągły ogień z ciężkiej broni maszynowej oraz granatnika „przydusił” jego i I oficera do podłogi mostka. Przesuwając się na jego lewą burtę, po drodze zdążył jeszcze wyłożyć ster „lewo na burtę” - licząc na to, że bezsensowna strzelanina wkrótce zostanie, przerwana, a statek płynący już siłą inercji niebawem się zatrzyma i będzie można wyjaśnić coraz bardziej tragiczną sytuację.
Strzelanina trwała jednak nadal, a jej gwałtowność uniemożliwiała np. dokonywanie jakichkolwiek zapisów w brudnopisie czy w dzienniku okrętowym - stąd ocena czasów i kolejnych wypadków nie jest precyzyjna. Ok. godziny 16.45-47 kapitan polecił radiooficerowi nadawanie do wszystkich stacji sygnału SOS z informacją, że statek jest ostrzeliwany, że wybuchł, na nim pożar i prosi o natychmiastową pomoc. Sygnały „Mayday” później nadawał również I oficer oraz kapitan na UKF-ce (na kan. 16). Niestety w eter poszła błędna pozycja statku (zamiast 16°20'N i 39°20'E poszła 16°20'N i 32°20'E), którą jednak w stacjach brzegowych i w służbie głównego nawigatora PLO szybko skorygowano. Właściwy namiar umożliwiała zresztą również wyrzucana z lewej burty automatyczna radiopława.
Korzystając z tego, że strzelanina na chwilę ustała, kapitan wspólnie z I oficerem wywieszają na prawym skrzydle mostku białe prześcieradło, krzycząc przez tubę: „do not shoot”. Niestety i te sygnały zostały przez napastników zupełnie zignorowane, gdyż prawie natychmiast wznowiono dalszy ostrzał statku, który w wielu miejscach zaczął się palić. Gęsty dym wydobywał się z I, II i V ładowni. W nadbudówce, na prawej burcie paliły się niektóre kabiny załogowe, 4 kabiny pasażerskie, sypialnia i biuro kapitana, a na mostku prawa jego stroma, kabina nawigacyjna i kabina z nadajnikami radarów przyległa do kabiny nawigacyjnej. W pierwszej fazie ataku uszkodzone zostały też rurociągi pożarowe, co uniemożliwiało gaszenie pożaru, a woda z rozbitych rurociągów zalewała korytarze na pokładzie załogowym.
Nastąpiło też przebicie bunty w rejonie maszynowni. Duże zagrożenie stwarzał pożar w rejonie warsztatu i maszynowni chłodniczej, gdzie z uszkodzonych przewodów uchodził freon, tworząc niebezpieczną mieszaninę podobną w działaniu do fosgenu - co zmusiło załogę do opuszczenia maszynowni.
Rozprzestrzeniający się pożar oraz bezustannie trwający ostrzał statku zmusza kapitana do ogłoszenia alarmu szalupowego. Początkowo jego celem było zmobilizowanie załogi do opuszczenia pomieszczeń wewnętrznych statku, które ze względu na pożar i gęstniejący dym stanowiły śmiertelne zagrożenie dla marynarzy. Wkrótce, gdy kapitan dowiedział się od II oficera, Mieczysława Nowaka o sytuacji panującej na niższych pokładach, polecił całej załodze zebrać się na lewej stronie pokładu szalupowego.
Ok. godziny 19.00, gdy gęsty dym uniemożliwiał dalsze przebywanie w radiostacji i na mostku, na pokład szalupowy zszedł również kapitan, I oficer i radiooficer. Z mostku zdążyli oni jeszcze zabrać radiostację szalupową oraz 2-litrową gaśnicę śniegową, które wrzucili do szalupy. Okazało się, że wszyscy członkowie załogi „Krzywoustego” byli na pokładzie. Nikt też nie został poważniej ranny. Lekkie obrażenia miał jedynie II oficer.
Parę minut po 19-tej, gdy strzelanina zaczęła ustawać, w pewnej chwili z dołu padło polecenie: „go down”, po czym nastąpiła krótka seria z broni maszynowej, która bardzo zdeprymowała marynarzy. Innej alternatywy jak szybkie opuszczenie statku już jednak nie było. Pożar był coraz gwałtowniejszy i obejmował następne fragmenty statku. Dalsze przebywanie na jego pokładzie uniemożliwiały coraz bardziej gorące blachy. Tak więc, gdy usłyszano drugi okrzyk: „go down”, a było to ok. 19.15-19.20, kapitan wydał polecenie opuszczenia szalupy LB i kilka minut później wszyscy znaleźli się w szalupie na wodzie, która po wyhaczeniu bloków odbiła od burty „Krzywoustego”.
Statek przedstawiał obraz pełen grozy. Z ładowni I, II, V przez otwarte wentylatory, wydobywał się gęsty dym, mostek i kabiny nadbudówki paliły się otwartym, długim płomieniem, pożar szalał również w szybie maszynowym. Po odbiciu szalupy od burty statku jedna z łodzi napastników podpłynęła do niej z poleceniem, by kilkanaście osób przesiadło się do ich łodzi. Załodze szalupy polecono również podążanie za ich łodzią.
Polscy marynarze znaleźli się na brzegu ok. godziny 22.00. Przebywali tam ponad 2 godziny obserwując m.in. jak z 3 łodzi wynoszono amunicję i broń służącą poprzednio do ataku na statek. Następnie polecono im ponownie zająć miejsca w dwóch łodziach: większej, w której znalazło się 20 osób i mniejszej, w której było miejsce dla pozostałych osób. Ponadto w każdej łodzi było 4-5 strażników z automatami. Po zajęciu miejsc rozpoczęła się, trwająca ok. 8 godzin, podróż na północ.
Nadawane z ms. „Bolesław Krzywousty” sygnały o zaatakowaniu statku przez nieznanych sprawców odebrała m.in. stacja brzegowa „Bahrain Radio”, która o godzinie 18.04 nadała następujący komunikat: „Bolesław Krzywousty” SPYA w pozycji 16°25'N i 32°29'E został zaatakowany. Stop statek potrzebuje natychmiastowej pomocy”. Informację tę odebrał m.in. statek „Chipolbroku” „Adam Asnyk”, który minął właśnie wyspę Perin i wpłynął na Morze Czerwone, podążając pełną szybkością w kierunku statku PLO, a także motorowiec PŻM „Huta Katowice”. Kapitan tego ostatniego statku natychmiast wysłał telegram do PLO z wiadomością usłyszaną z „Bahrain Radio”.
Dyżurny radiooficer kontaktuje się z głównym nawigatorem kpt. ż.w. Leszkiem Michalikiem, który już o godzinie 19.30 rozmawia z kapitanem „Huty Katowice”. Podczas rozmowy obaj kapitanowie stwierdzają, iż pozycja podana przez „Baharain Radio” jest błędna, gdyż obejmuje obszar lądowy, a do pozycji najbardziej prawdopodobnej „Huta Katowice” może dopłynąć dopiero za 2,5 doby.
Pół godziny później z PLO wychodzą telegramy do następujących statków — „Wł. Łokietek”, „Lenino”, „Bolesław Rumiński” i „Gen. St. Popławski” informujące o zdarzeniu i polecające nasłuch i podanie aktualnej, własnej pozycji. Teleksy z wiadomością o zaatakowaniu, wzywania pomocy i pozycji „Bolesława Krzywoustego” oraz z prośbą o pomoc wysłano również do Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej, przedstawiciela PLO w Port Sudanie, agentów w Port Sudanie i Jeddah w Arabii Saudyjskiej.
W międzyczasie - jak poinformował kapitan „Adama Asnyka” – „Djibouti Radio” skorygowało pozycję „Bolesława Krzywoustego” na 39°29'E. Pomimo intensywnego nasłuchu, żaden z poinformowanych o zdarzeniu statków, nie odebrał innych komunikatów nt. „Bolesława Krzywoustego”.
4 styczeń
Zszokowana, zmaltretowana, nieubrana, trzęsąca się z zimna i zalewana bryzgami wody 30-osobowa załoga „Bolesława Krzywoustego”, od godziny 00.30 w nocy płynęła szybkimi, rozwijającymi prędkość 23-25 węzłów, łodziami na północ. Dla niektórych, a zwłaszcza dla II oficera M. Nowaka, którego świeże rany co chwila oblewała słona woda oraz cierpiącego na rwę kulszową kapitana A. Sikorskiego, podróż ta była prawdziwą gehenną. Po wylądowaniu ok. godz. 9 rano na plaży, która jak się ocenia była oddalona od miejsca porwania ok. 120-150 mil na północ, porwani musieli jeszcze ok. 1,5 km iść przez pustynię do porośniętej krzewami mangrowca kotliny, gdzie trzymano ich ponad dobę. Jedynie niemogącego samodzielnie chodzić kapitana przewieziono motorowerem.
Tymczasem ms. „Adam Asnyk” znajdując się na pozycji 16°26,5'N, 041°10'E zmienił kurs w kierunku domniemanej pozycji „Bolesława Krzywoustego”, który, mimo, co 30-minutowego wywołania przez radiostację i UKF, milczał. O godzinie 19.56 odebrał z „Djibouti Radio” przekazany przez PLO komunikat informujący o zdarzeniu, parametrach techniczno-eksploatacyjnych i pozycji poszukiwanego statku. Przekazano również do „Djibouti Radio” informację, że „Adam Asnyk” kontynuuje poszukiwania i niebawem powinien znaleźć się na podanej pozycji. Faktycznie znalazł się tam o godzinie 20.35, niczego jednak nie znajdując. Kontynuowano więc dalsze poszukiwania, zmieniając kurs na SSE, co 2-3 godziny kontaktując, się z głównym nawigatorem PLO. Ok. godziny 22.30, na ekranie radaru wykryto podejrzane echo obiektu znajdującego się w odległości ok. 14 Mm i bardzo blisko brzegu.
W PLO dział już specjalny sztab, którym kieruje gł. nawigator kpt. ż.w. Leszek Michalik. W świat idzie dalszych kilkadziesiąt telegramów i teleksów, m.in. do Lloyda w Londynie, Ośrodka Koordynacyjnego w Moskwie, do przedsiębiorstw ratowniczych, agentów PLO w Hodeidah, Djiboutii, Atenach i Londynie, firmie Mairitime w Addis Abebie, przedstawiciela w Port Sudanie, ambasady w Addis Abebie, do „Bahrain” i „Djibouti Radio”. Przeprowadzono również wiele rozmów telefonicznych, głównie z polskimi statkami znajdującymi się na Morzu Czerwonym, w tym wielokrotnie z „Adamem Asnykiem”. W godzinach rannych o zdarzeniu poinformowano prasę, radio i telewizję.
5 styczeń
Od północy wody w pobliżu miejsca, w którym zaatakowano polski statek penetrowała załoga „Adama Asnyka”. Wiele wskazywało, że zlokalizowany na przybrzeżnej płyciźnie statek to „Krzywousty". Pewności teza ta nabrała o świcie, dokładnie ok. godziny 6.30 czasu lokalnego (5.30 czasu polskiego), gdy zobaczono go w odległości 6 Mm na SW. Była to rzeczywiście charakterystyczna sylwetka statku PLO z serii królewskiej.
O godzinie 7.20 „Asnyk” zbliżył się do „Krzywoustego” na odległość 1,4 Mm. Statek PLO znajdował się dokładnie na pozycji 16°23,9'N i 39°11,7' E w zatoczce o nazwie Mersa Gulbub.
-„Statek siedział na płyciźnie - pisze w swoim raporcie kapitan Joachim Złotoś — w odległości około 0.2 mili od brzegu, przechylony około 5° na lewą burtę. Lewe żurawiki łodziowe były opuszczone i szalupy nie było na statku. Nie można było z pewnością stwierdzić, czy prawe żurawiki były wychylone. W każdym razie prawej szalupy nie mogliśmy na statku dostrzec (mogła być również spalona lub okopcona). Obie kotwice były w kluzach. Statek leżał na kursie około 260°, prostopadłym do linii brzegowej. Sprawiało to wrażanie, jak gdyby załoga została zmuszona np. przez napastników do wyprowadzenia statku na brzeg, następnie został on podpalony i opuszczony. Zakładaliśmy również taką ewentualność, że statek się palił i załoga mogła dla jego ratowania sama wykierować go na brzeg, a następnie opuścić go w sposób zorganizowany. Nadbudówka statku była wypalona i cała czarna, jak również burty w obrębie ładowni nr 2, 4 i 5. Z ładowni nr l i 5 nadal wydobywał się biały dym. Bandera polska była podniesiona. Ludzi na statku nie dostrzeżono.
Z minimalną prędkością podeszliśmy na odległość l mili do brzegu i posuwaliśmy się w kierunku północnym prowadząc intensywną obserwację brzegu, wypatrując łodzi ratunkowych, tratw ratunkowych i ludzi. W odległości około 5 mil na północ od ms. „B. Krzywousty” znajdowały się drzewa i zielone krzewy. Powoli posuwaliśmy się w tym kierunku, sądząc, że być może tam załoga z ms. „B. Krzywousty” poszukiwała schronienia licząc na obecność słodkiej wody i cienia. Co do tego, że statek jest całkowicie opuszczony nie mieliśmy najmniejszej wątpliwości”.
O godzinie 5.05 z „Asnyka” nadano do wszystkich stacji następujący komunikat:
„Ms. „Adam Asnyk” SQFI o godz. 04.05 odnalazł ms. „Bolesław Krzywousty” w pozycji 16°23,5'N 039°12,2'E stop statek wystrandowany na plażę i pali się”. Komunikat ten został potwierdzony przez „Jeddah Radio”.
Ok. godziny 5.35 kapitan J. Złotoś łączy się z kapitanem L. Michalikiem informując go o tym, co zobaczyła załoga „Asnyka”. Ustalono, że następny komunikat telefoniczny nastąpi za 40 minut. „Asnyk” tymczasem kontynuował poszukiwania załogi „Krzywoustego”, zarówno na statku jak i na brzegu. Do godziny 6.00 nie dostrzeżono jednak żadnego śladu polskich marynarzy.
O godzinie 6.00 nieoczekiwanie zaczęto ostrzeliwać statek z lądu, przypuszczalnie ciężkimi moździerzami. Kapitan J. Złotoś natychmiast obiera kurs na ok. 100° w kierunku słońca będącego nisko nad widnokręgiem. Maszynie polecono maksymalizować obroty. Ogłoszono alarm „innych zagrożeń" dla załogi. Włączono pompy pożarowe i wyłączono wentylacje na statku. Obie szalupy opuszczono do pokładu łodziowego i przygotowano do natychmiastowego użycia. Przygotowano dodatkowe racje żywnościowe i wodę na wypadek opuszczenia statku. Załoga została zgromadzona w dolnych kabinach w przedniej części nadbudówki.
O godzinie 6.05 „Asnyk” nadaje sygnał SOS i swoją pozycję. Wiadomość potwierdza „Jeddah Radio” oraz statek bandery Vanuatu ms. „Matissimo” (YJXT) z polską załogą i kapitanem - Bolesławem Hutyrą, który zmienił kurs i popłynął w kierunku statku Chipolbroku. O godzinie 6.09 „Asnyk” powiadomił kpt. L. Michalika o przerwaniu poszukiwania załogi „Krzywoustego” i o swojej sytuacji. Swoją nową pozycję oraz kierunek ucieczki podaje również do „Jeddah Radio”.
Ostrzał statku zakończył się o godzinie 8.26, gdy statek znajdował się w odległości 6,6 mil od brzegu.
- Po pierwszych kilku wystrzałach - pisze w swym raporcie kapitan J. Złotoś - zlokalizowaliśmy miejsce na lądzie z którego prowadzono ostrzał. To umożliwiło wybrać chyba najwłaściwsze kursy zygzakowe (lecz generalnie w kierunku wschodnim). Po pierwszych wystrzałach (miejsca wybuchów były wyraźnie widoczne) zorientowaliśmy się, że kierunek ostrzału był bardzo niedobry dla nas i że wybuchy zbliżają się niebezpiecznie w naszym kierunku. Pierwsza niebezpieczna eksplozja miała miejsce około 30 m w prawo od rufowej części statku, a kolejna po niej 40-50 m w lewo od dziobu statku. Inne eksplozje były bardziej oddalone.
Mimo zakończenia ostrzału statku nadal nie czuliśmy się bezpieczni. Kursy zygzakowe prowadzono do godziny 6.40, kiedy to statek znajdował się w odległości 10 mil od lądu. Na lewym trawersie w odległości 9,5 mili była wysepka koralowa Difnein ze stacją radarową, która mogła kierować dalszym ostrzałem statku przez rakiety i artylerię.
Alarm „innych zagrożeń” dla załogi odwołano o godzinie 8.30 - o godzinie 10.15 podciągnięto szalupy na miejsca i sklarowano, a o godzinie 10.33 statek obrał kurs na Suez.
Dewiacja „Asnyka” wyniosła w sumie 275,5 mil i zajęła 25,5 godzin. Należy podkreślić, że podczas akcji poszukiwania „Gdynia Radio” wydzieliła wolne pasmo częstotliwości do wyłączonej (komunikacji z ms. „Adam Asnyk”, obsadzając je jednocześnie operatorem, który był na ciągłym nasłuchu.
O ostrzale i wynikach akcji „Asnyka” rzecznik prasowy powiadamia środki masowego przekazu. Przy tej okazji warto podkreślić, że PLO w odróżnieniu od innych informatorów m.in. MSZ, prasie przekazuje tylko pewne i sprawdzone informacje. Rychło bowiem okazało się, że informacji niesprawdzonych, hipotetycznych, uzyskanych z niewiarygodnych źródeł, jest znacznie więcej niż prawdziwych. Np. bezpośrednio po akcji „Asnyka” PLO otrzymały informację z naszej ambasady w Addis Abebie, że Etiopskie Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało ją, że na pomoc polskiemu statkowi, zaatakowanemu przez niezidentyfikowaną łódź bojową pospieszyły jednostki etiopskiej Marynarki Wojennej, pod kontrolą których statek się znajduje oraz, że na uszkodzonym polskim statku trwają prace remontowe, aby umożliwić mu przepłynięcie do Massawy.
Tego dnia o 9 rano na operatywce u dyrektora naczelnego Kazimierza Misiejuka zapadła decyzja wyjazdu do Sudanu dyr. ds. ekonomiki i rozwoju dr Michała Rosy wyposażonego w „pogotowie kasowe” 10 tys. dol. i nieograniczone pełnomocnictwa do prowadzania negocjacji z porywaczami polskich marynarzy i pasażera.
6, 7 i 8 stycznia
Nadal nie ma żadnej konkretnej informacji o losach załogi „Krzywoustego”, która w tym czasie zdążyła już zmienić miejsce swojego pierwszego pobytu na oddaloną o ok. 5 km rozbudowaną ziemiankę w strażnicy nad brzegiem morza. Żadnej pewnej informacji o polskich marynarzach nie ma również specjalnie w tym celu powołany sztab w MSZ.
Tymczasem w PLO, zwłaszcza w służbie głównego nawigatora, informacji o statkach, dyżurnego radiooficera, sekretariacie dyrektora naczelnego i rzecznika prasowego urywają się telefony od coraz bardziej zaniepokojonych rodzin, a także żądających dalszych szczegółów dziennikarzy. Żadnych nowych szczegółów jednak nie było.
Wreszcie 8 stycznia nadchodzi tak bardzo oczekiwana wiadomość od przedstawiciela PLO w Port Sudanie Janusza Broniarka. Teleksuje on, że tamtejszy przedstawiciel Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei - LFWE Mustafa Nura poinformował go, że załoga „Krzywoustego” jest żywa i znajduje się w rękach frontu (Erritian Peoples Liberation Front). Przedstawiciel PLO podał również, że 7 stycznia przekazał szczegóły sprawy oraz listę załogi „Krzywoustego” tamtejszemu przedstawicielowi Międzynarodowego Czerwonego Krzyża p. Denisowi Rowwy.
9, 10 i 11 stycznia
W sali konferencyjnej PLO odbywa się spotkanie I z-cy dyrektora naczelnego Ryszarda Ulanowskiego i przedstawicieli sztabu zajmującego się poszukiwaniem marynarzy „Krzywoustego” z ich rodzinami. Atmosfera jest nerwowa i nacechowana nieufnością do armatora. Wiele osób na sali jest przekonana, że nie mówi się im całej prawdy. Wielokrotnie padają np. pytania: skąd ta pewność, że na wraku „Krzywoustego” nie ma ich bliskich.
Brak informacji o losach załogi statku PLO nasila również akcję protestacyjną różnych organizacji i osób fizycznych przeciwko dokonywanym przez Erytrejczyków aktom pirackim. Apel taki wystosował m.in. Lech Wałęsa. Czytamy w nim m.in. „Apeluje o natychmiastowe uwolnienie bezprawnie przetrzymywanych 30 polskich obywateli. Rozmowy wysłanników Rzeczypospolitej Polskiej z przedstawicielami EFWE nie powinny być prowadzone pod presją i szantażem”.
Do etiopskich związków zawodowych z prośbą o pilne udzielenie - wszelkimi dostępnymi środkami pomocy w odnalezieniu załogi „Bolesława Krzywoustego” - zwrócił się również OPZZ. Z pilnym apelem o pomoc w uwalnianiu polskich marynarzy z rąk porywaczy wystąpiła do sekretarza generalnego Międzynarodowej Federacji Transportowców ITF Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” PLO, która wydała również w tej sprawie specjalne oświadczenie skierowano m.in. do prasy.
Protest przeciwko pogwałceniu prawa morza oraz dokonany przez LFWE akt bezprawia na załodze ms. „Bolesław Krzywousty” wysyła na ręce Ministra Spraw Zagranicznych prof. Krzysztofa Skubiszewskiego Federacja Związków Zawodowych Marynarzy i Rybaków Dalekomorskich.
11 stycznia przychodzi do PLO teleks od przedstawiciela w Port Sudanie, w którym informuje on, że nawiązał kolejny bezpośredni kontakt z reprezentantem LFWE Mustafą Nura, który przekazał kolejne zapewnienie że wszyscy z „Krzywoustego” czują się dobrze, znajdują się w najlepszych, możliwych do uzyskania w ich miejscu pobytu warunkach. Poinformował również, że przekazał za pośrednictwem p. Mustafy Nura list do kapitana zawierający zapewnienie, że PLO robią wszystko dla szybkiego powrotu załogi do kraju oraz z prośbą o kontakt tą samą drogą.
12 stycznia
W siedzibie PLO odbywa się 2 spotkanie rodzin członków załogi ms. „Bolesław Krzywousty” z dyrektorem naczelnym, w którym oprócz ekspertów z przedsiębiorstwa bezpośrednio zaangażowanych w sprawę uwolnienia uprowadzonych, wziął udział również dr Witold Rybczyński - wicedyrektor Departamentu Konsularnego MSZ. Podczas spotkania potwierdzono m.in. wiadomość o przybyciu poprzedniego dnia do Chartumu polskiej delegacji w składzie: dyrektor departamentu administracji morskiej i śródlądowej Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej dr Jerzy Vonau i zastępcy dyrektora naczelnego PLO dr. Michała Rosy oraz włączenie się do sprawy, oprócz Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, również innych organizacji międzynarodowych. Niestety, nadal brak było informacji o nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z uwięzioną załogą.
Fakt ten oraz ujawnienie przez dyrektora - po zapytaniu jednego z dziennikarzy - w istocie drugorzędnej i niezwiązanej bezpośrednio ze sprawą informacji, o wyładunku ze statku w Hodejdzie i Aqabie niewielkich ilości polskiej amunicji (w sumie mniej niż 50 ton), spowodował, że atmosfera spotkania daleka była od normalności i rzeczowej wymiany informacji. Apel dyr. W. Rybczyńskiego oraz jednego z członków rodzin do dziennikarzy obecnych na tym spotkaniu, by w swoich publikacjach na razie, do czasu uwolnienia porwanych marynarzy, nic nie pisali o przewozie przez statek amunicji, gdyż mogłoby to skomplikować prowadzone negocjacje z porywaczami, nie został przez wszystkich uwzględniony. Tego samego dnia informację o przewozie broni można było usłyszeć już w audycji „Radia Wolna Europa” oraz przeczytać w „Sztandarze Młodych” z 15 stycznia i w „Przeglądzie Tygodniowym”, który ukazał się z 18 stycznia.
Podczas spotkania rodziny członków załogi ms. „Bolesław Krzywousty” wystosowały apel do osób i organizacji odpowiedzialnych za uprowadzenie i przetrzymywanie ich bliskich, o ich uwolnienie.
13 stycznia
Tego dnia, a więc 10 dni po uprowadzeniu ms. „Bolesława Krzywoustego”, PLO otrzymują, via MSZ, z Konsulatu Generalnego RP w Londynie teleks z treścią komunikatu LFWE, opublikowanego tego samego dnia w Londynie. W komunikacie tym stwierdzono m.in., że w związku z manewrami morskimi przeprowadzonymi przez Marynarkę Wojenną Etiopii w rejonie na północ od portu Massawa i zwiększonymi dostawami broni i materiałów wojskowych dla Etiopii rejon ten staje się obszarem napięć i konfrontacji, w związku z czym znajdujące się tam statki handlowe, muszą liczyć się z konsekwencjami tego stanu rzeczy.
Tego samego dnia główny nawigator PLO za pośrednictwem „Gdyni Radio” wysyła statkom pływającym przez Morze Czerwone polecenie, by ściśle trzymały się tras przelotowych wyznaczonych przez żeglugę międzynarodową i nie zbliżały się do wybrzeży Etiopii.
14-21 stycznia
W Chartumie, a od 18 stycznia również w Port Sudanie, J. Vonau, M. Rosa i J. Omietański (radca z ambasady RP w Kairze) toczą trudne negocjacje z przedstawicielami LFWE p. Omaro i Mustafą Nura. Chociaż obaj rozmówcy polskich negocjatorów podczas każdej rozmowy stwierdzają, że załoga „Krzywoustego” czuje się dobrze i niebawem zostanie zwolniona, trzeba było uciekać się do różnych sposobów w celu wywarcia, presji, by decyzję tę wyegzekwować.
Pomocy szukano więc u ambasadorów USA, ZSRR, Francji (w Etiopii) Włoch i innych państw oraz miejscowych sił politycznych i wojskowych. Decydujący udział w uwolnieniu polskich marynarzy miał - co podkreślają wszyscy negocjatorzy - ambasador USA w Sudanie James R. Cheek.
O przebiegu negocjacji informowany był codziennie dyr. Szumski - który w MSZ był szefem sztabu ds. uwolnienia załogi „Krzywoustego”. Niestety, żadnej z tych informacji nie przekazano do PLO, mimo, że w odwrotnym kierunku wysyłane były natychmiast po otrzymaniu, wszystkie istotne wiadomości dotyczące tej sprawy.
Ostatecznie jednak, negocjacje, mimo dramatycznej ostatniej ich fazy (w której - podobno - na skutek różnicy poglądów w kierownictwie LFWE, omal nie dochodziło do ich zerwania) kończą się szczęśliwie.
Ważnym elementem nacisku w negocjacjach był specjalnie wyczarterowany przez PLO samolot typu IŁ-18, który od 3 rano 18 stycznia oczekiwał na porwanych marynarzy i sygnał o ich uwolnieniu na lotnisku w Kairze. Miał on zabrać z Port Sudanu załogę „Krzywoustego” najpierw 18, potem 19, by faktycznie, wylecieć dopiero 22 stycznia. Porwani, którzy traktowani byli przez partyzantów coraz lepiej, 14 stycznia po raz kolejny zmieniają miejsce swego pobytu. Tym razem był to lazaret w zmilitaryzowanej osadzie odległej od poprzedniej o kilkanaście godzin jazdy najpierw ciężarówką, a później autobusem, z noclegiem po drodze.
W lazarecie przebywają do 21 stycznia kiedy to nieoczekiwanie dla nich samych, po najlepszym obiedzie jaki jedli od 17 dni, zakończonym b. sympatycznym, przepraszającym polskich marynarzy za pomyłkę, której ofiarą padli, przemówieniem jednego z partyzanckich „generałów” po polsku (kiedyś studiował geologię na AGH w Krakowie), wsadzono ich (ok. godziny 11.00) do 3 terenowych „Toyot” i powieziono ku granicy sudańskiej. Po drodze, w pobliżu granicy etiopsko-sudańskiej dołącza do nich 4 Amerykanów: podobno 2 kongresmenów, którym towarzyszyła dziennikarka i „ochroniarz”. Oficjalne przekazanie polskich marynarzy władzom sudańskim następuje w porcie Suakin odległym o ok. 70 km od Port Sudanu. Przed hotel „Red Sea” w Port Sudanie „Toyoty” zajechały 22 stycznia o godzinie 3.30 rano, gdzie oczekiwali już na nie m.in. dyr. Michał Rosa oraz p. Janusz Broniarek z żoną.
22 stycznia
Kilka minut po powitaniu marynarzy dyr. M. Rosa telefonuje do dyrektora naczelnego: „Całą załogę plus pasażer przekazano nam w Port Sudanie 22.01.1990 godz. 03.30. Drugi oficer Nowak lekko ranny - bez zagrożeń. Pozostali zdrowi. Wylot samolotu z PS planowany na 15.00 local time via Kair do Gdańska. Kupuje najpotrzebniejsze ubrania. Proszę przygotować ciepłe ubrania na przylot. W sprawie danych o przylocie proszę kontaktować MSZ pan Szumski. Wracamy z załogą”.
12 godzin później do PLO przychodzi kolejny, z niecierpliwością oczekiwany teleks, tym razem od przedstawiciela w Port Sudanie - J. Broniarka: „Samolot z całą załogą, pasażerką i dyr. Rosą odleciał z Port Sudanu dziś, 22 stycznia o godzinie 15.11 czasu lokalnego”.
Do kompletu brakuje jeszcze wiadomości o wystartowaniu samolotu z Kairu. Długo jej nie ma. Wreszcie o godzinie 19.45 dyżurny radiooficer w centrali PLO odbiera krótki teleks podpisany przez ambasadora RP w Kairze Romana Czyżyckiego: „samolot z załogą wystartował z Kairu o godzinie 18.35” (czyli o godzinie 19.35 czasu polskiego). Oznacza to, że samolot do Rębiechowa powinien przylecieć ok. godziny 2.00 w nocy.
23 stycznia
Wreszcie po 19 dniach nadziei i oczekiwań o godzinie 2.20 w nocy wylądował wyczarterowany przez PLO specjalny samolot LOT-u z 30-osobową załogą „Krzywoustego”, dyrektorem J. Vonauem i M. Rosą, 2 przedstawicielami MSZ, specjalistą chorób tropikalnych dr. W. Mrozińskim oraz 7 dziennikarzami (z telewizyjnych „Wiadomości” PAP, „Rzeczypospolitej”, „Gazety Wyborczej” i tygodnika „Solidarność”), którzy tym samym samolotem wylecieli z kraju na spotkanie porwanych marynarzy. Na chwilę tę, od paru godzin na gdańskim lotnisku czekały rodziny, przedstawiciele armatora, kilkudziesięciu dziennikarzy z całej Polski, przyjaciele i znajomi uprowadzonych 19 dni wcześniej marynarzy. Wśród witających są m.in.: I zastępca ministra Transportu i Gospodarki Morskiej Jan Kuligowski, proboszcz kościoła św. Brygidy ks. kanonik Henryk Jankowski, poseł Czesław Nowak, senator Krzysztof Dowgiełło, a także liczna grupa przedstawicieli armatora z dyr. naczelnym K. Misiejukiem i dyr. ds. pracowniczych J. Wielińskim na czele oraz kierownictwa działających w PLO związków zawodowych.
Wszyscy, zarówno witający jak i witani, są mocno wzruszeni. Na zmęczonych, wynędzniałych i zarośniętych marynarskich twarzach wyraźnie odznaczyła swoje piętno ich 19-dniowa gehenna. Mimo, że prawie każdy z nich ma na sobie otrzymaną w samolocie od armatora „bejgerówkę” i kupione w Port Sudanie najniezbędniejsze części garderoby, ich skąpy i sfatygowany ubiór również świadczy o przeżytym piekle.
26 stycznia
Akwen wód terytorialnych Etiopii, oficjalnie zostaje uznany za rejon niebezpieczny dla żeglugi/ Tego dnia również PLO otrzymują od TiUR „WARTA” teleksową informację o tym, że Institue of Londyn Underwriters i Lloyd’s Underwriters Association ogłosiły 26 stycznia 1990 roku, że akwen wód Etiopii jest akwenem wyłączonym w rozumieniu warunków ubezpieczenia ryzyk wojny i strajków. Praktycznie oznacza to, że z tym dniem, ubezpieczyciele uznają ten rejon za niebezpieczny i każde wejście powinno być wcześniej zgłaszane ubezpieczycielom.
Opracował - opierając się głównie na dokumentach -
JERZY DRZEMCZEWSKI
Artykuł pt. "19 dni grozy" ukazał się w miesięczniku "Nasze Morze" nr 7 (lipiec) 2010
— diariusz wydarzeń —
6 listopada 1989 r.
Ms. „Bolesław Krzywousty” wypływa z Gdyni w swoją jubileuszową 50 podróż do portów Morza Czerwonego. 29 załogą dowodzi kpt. ż.w. Andrzej Sikorski, dla którego miał to być ostatni rejs przed przejściem na emeryturę. W podróży uczestniczy również pasażer, którym jest żona starszego mechanika Krystyna Makowska.
7 listopada — 2 stycznia 1990 r.
Rejs przebiega normalnie. W Europie statek zawinął jaszcze do Halmstad w Szwecji, a na Morzu Czerwonym do 4 następujących portów: Aqaba, Hodeidah, Jeddah i Port Sudan. Po całkowitym wyładunku statku w Port Sudanie nastąpił jego załadunek wyczesami bawełnianymi, tzw. „lintersami" w ilości 1333 tony do ładowni l, 2, 4A i 5; (ładownie 3 i 4B chłodzona - były puste). Ponadto statek miał na pokładzie 4 puste kontenery 20' puste oraz 4 kontenery 20' z wannami, załadowane w Aqabie z przeznaczeniem do Gdyni.
2 styczeń 1990 r.
Tego dnia wieczorem zakończono załadunek w Port Sudanie i po godzinie 20-tej odcumowano z portu udając się do Massawy, co było zgodne z poleceniem Działu Eksploatacji Linii M. Czerwonego i zawartym czarterem na przewóz 2000 ton makuchów z tego portu do Danii.
3 styczeń
Ok. godziny 16.30, gdy statek znajdował się w odległości ok. 59 Mm od Massawy, a odległość od linii brzegu wynosiła 5,5-6,0 Mm, pełniący wachtę morską na mostku I oficer Stanisław Lachowicz zobaczył, że do statku zbliżają się dwie (niezidentyfikowane szybkie łodzie motorowe. Natychmiast powiadomił on o tym kapitana, który w ciągu paru sekund znalazł się na mostku. Z prawej burty, na trawersie, w odległości 70-90 m od statku płynęły dwie łodzie, na których nie było żadnej flagi czy bandery, a znajdujący się tam uzbrojeni osobnicy krzyczeli „stop”, „stop”. Kapitan przez tubę głosową zapytał o co im chodzi i nie czekając na odpowiedź powiedział, że jest to polski statek. Świadczyła o tym również powiewająca na rufie polska bandera, którą I oficer kazał podnieść, kiedy jeszcze łodzie były daleko od statku. Jedyną odpowiedzią na zapytanie kapitana był ponowny okrzyk „stop”.
Kapitan widząc dwie uzbrojone łodzie i trzecią łódź podchodzącą od rufy - odpowiedział: „Okey, we will stop in few minutes”, po czym zatelefonował do maszynowni i powiedział: „proszę zaraz obroty manewrowe, będziemy stawali, zatrzymują nas nieznani napastnicy”. Mimo, że maszyna, moment później rzeczywiście zaczęła przechodzić na obroty manewrowe, ok. godziny 16.38 na prawe skrzydło mostka padł pierwszy strzał z granatnika. Wśród rozpryskujących się szyb, kapitan zdążył jeszcze dać „całą wstecz”. Ciągły ogień z ciężkiej broni maszynowej oraz granatnika „przydusił” jego i I oficera do podłogi mostka. Przesuwając się na jego lewą burtę, po drodze zdążył jeszcze wyłożyć ster „lewo na burtę” - licząc na to, że bezsensowna strzelanina wkrótce zostanie, przerwana, a statek płynący już siłą inercji niebawem się zatrzyma i będzie można wyjaśnić coraz bardziej tragiczną sytuację.
Strzelanina trwała jednak nadal, a jej gwałtowność uniemożliwiała np. dokonywanie jakichkolwiek zapisów w brudnopisie czy w dzienniku okrętowym - stąd ocena czasów i kolejnych wypadków nie jest precyzyjna. Ok. godziny 16.45-47 kapitan polecił radiooficerowi nadawanie do wszystkich stacji sygnału SOS z informacją, że statek jest ostrzeliwany, że wybuchł, na nim pożar i prosi o natychmiastową pomoc. Sygnały „Mayday” później nadawał również I oficer oraz kapitan na UKF-ce (na kan. 16). Niestety w eter poszła błędna pozycja statku (zamiast 16°20'N i 39°20'E poszła 16°20'N i 32°20'E), którą jednak w stacjach brzegowych i w służbie głównego nawigatora PLO szybko skorygowano. Właściwy namiar umożliwiała zresztą również wyrzucana z lewej burty automatyczna radiopława.
Korzystając z tego, że strzelanina na chwilę ustała, kapitan wspólnie z I oficerem wywieszają na prawym skrzydle mostku białe prześcieradło, krzycząc przez tubę: „do not shoot”. Niestety i te sygnały zostały przez napastników zupełnie zignorowane, gdyż prawie natychmiast wznowiono dalszy ostrzał statku, który w wielu miejscach zaczął się palić. Gęsty dym wydobywał się z I, II i V ładowni. W nadbudówce, na prawej burcie paliły się niektóre kabiny załogowe, 4 kabiny pasażerskie, sypialnia i biuro kapitana, a na mostku prawa jego stroma, kabina nawigacyjna i kabina z nadajnikami radarów przyległa do kabiny nawigacyjnej. W pierwszej fazie ataku uszkodzone zostały też rurociągi pożarowe, co uniemożliwiało gaszenie pożaru, a woda z rozbitych rurociągów zalewała korytarze na pokładzie załogowym.
Nastąpiło też przebicie bunty w rejonie maszynowni. Duże zagrożenie stwarzał pożar w rejonie warsztatu i maszynowni chłodniczej, gdzie z uszkodzonych przewodów uchodził freon, tworząc niebezpieczną mieszaninę podobną w działaniu do fosgenu - co zmusiło załogę do opuszczenia maszynowni.
Rozprzestrzeniający się pożar oraz bezustannie trwający ostrzał statku zmusza kapitana do ogłoszenia alarmu szalupowego. Początkowo jego celem było zmobilizowanie załogi do opuszczenia pomieszczeń wewnętrznych statku, które ze względu na pożar i gęstniejący dym stanowiły śmiertelne zagrożenie dla marynarzy. Wkrótce, gdy kapitan dowiedział się od II oficera, Mieczysława Nowaka o sytuacji panującej na niższych pokładach, polecił całej załodze zebrać się na lewej stronie pokładu szalupowego.
Ok. godziny 19.00, gdy gęsty dym uniemożliwiał dalsze przebywanie w radiostacji i na mostku, na pokład szalupowy zszedł również kapitan, I oficer i radiooficer. Z mostku zdążyli oni jeszcze zabrać radiostację szalupową oraz 2-litrową gaśnicę śniegową, które wrzucili do szalupy. Okazało się, że wszyscy członkowie załogi „Krzywoustego” byli na pokładzie. Nikt też nie został poważniej ranny. Lekkie obrażenia miał jedynie II oficer.
Parę minut po 19-tej, gdy strzelanina zaczęła ustawać, w pewnej chwili z dołu padło polecenie: „go down”, po czym nastąpiła krótka seria z broni maszynowej, która bardzo zdeprymowała marynarzy. Innej alternatywy jak szybkie opuszczenie statku już jednak nie było. Pożar był coraz gwałtowniejszy i obejmował następne fragmenty statku. Dalsze przebywanie na jego pokładzie uniemożliwiały coraz bardziej gorące blachy. Tak więc, gdy usłyszano drugi okrzyk: „go down”, a było to ok. 19.15-19.20, kapitan wydał polecenie opuszczenia szalupy LB i kilka minut później wszyscy znaleźli się w szalupie na wodzie, która po wyhaczeniu bloków odbiła od burty „Krzywoustego”.
Statek przedstawiał obraz pełen grozy. Z ładowni I, II, V przez otwarte wentylatory, wydobywał się gęsty dym, mostek i kabiny nadbudówki paliły się otwartym, długim płomieniem, pożar szalał również w szybie maszynowym. Po odbiciu szalupy od burty statku jedna z łodzi napastników podpłynęła do niej z poleceniem, by kilkanaście osób przesiadło się do ich łodzi. Załodze szalupy polecono również podążanie za ich łodzią.
Polscy marynarze znaleźli się na brzegu ok. godziny 22.00. Przebywali tam ponad 2 godziny obserwując m.in. jak z 3 łodzi wynoszono amunicję i broń służącą poprzednio do ataku na statek. Następnie polecono im ponownie zająć miejsca w dwóch łodziach: większej, w której znalazło się 20 osób i mniejszej, w której było miejsce dla pozostałych osób. Ponadto w każdej łodzi było 4-5 strażników z automatami. Po zajęciu miejsc rozpoczęła się, trwająca ok. 8 godzin, podróż na północ.
Nadawane z ms. „Bolesław Krzywousty” sygnały o zaatakowaniu statku przez nieznanych sprawców odebrała m.in. stacja brzegowa „Bahrain Radio”, która o godzinie 18.04 nadała następujący komunikat: „Bolesław Krzywousty” SPYA w pozycji 16°25'N i 32°29'E został zaatakowany. Stop statek potrzebuje natychmiastowej pomocy”. Informację tę odebrał m.in. statek „Chipolbroku” „Adam Asnyk”, który minął właśnie wyspę Perin i wpłynął na Morze Czerwone, podążając pełną szybkością w kierunku statku PLO, a także motorowiec PŻM „Huta Katowice”. Kapitan tego ostatniego statku natychmiast wysłał telegram do PLO z wiadomością usłyszaną z „Bahrain Radio”.
Dyżurny radiooficer kontaktuje się z głównym nawigatorem kpt. ż.w. Leszkiem Michalikiem, który już o godzinie 19.30 rozmawia z kapitanem „Huty Katowice”. Podczas rozmowy obaj kapitanowie stwierdzają, iż pozycja podana przez „Baharain Radio” jest błędna, gdyż obejmuje obszar lądowy, a do pozycji najbardziej prawdopodobnej „Huta Katowice” może dopłynąć dopiero za 2,5 doby.
Pół godziny później z PLO wychodzą telegramy do następujących statków — „Wł. Łokietek”, „Lenino”, „Bolesław Rumiński” i „Gen. St. Popławski” informujące o zdarzeniu i polecające nasłuch i podanie aktualnej, własnej pozycji. Teleksy z wiadomością o zaatakowaniu, wzywania pomocy i pozycji „Bolesława Krzywoustego” oraz z prośbą o pomoc wysłano również do Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej, przedstawiciela PLO w Port Sudanie, agentów w Port Sudanie i Jeddah w Arabii Saudyjskiej.
W międzyczasie - jak poinformował kapitan „Adama Asnyka” – „Djibouti Radio” skorygowało pozycję „Bolesława Krzywoustego” na 39°29'E. Pomimo intensywnego nasłuchu, żaden z poinformowanych o zdarzeniu statków, nie odebrał innych komunikatów nt. „Bolesława Krzywoustego”.
4 styczeń
Zszokowana, zmaltretowana, nieubrana, trzęsąca się z zimna i zalewana bryzgami wody 30-osobowa załoga „Bolesława Krzywoustego”, od godziny 00.30 w nocy płynęła szybkimi, rozwijającymi prędkość 23-25 węzłów, łodziami na północ. Dla niektórych, a zwłaszcza dla II oficera M. Nowaka, którego świeże rany co chwila oblewała słona woda oraz cierpiącego na rwę kulszową kapitana A. Sikorskiego, podróż ta była prawdziwą gehenną. Po wylądowaniu ok. godz. 9 rano na plaży, która jak się ocenia była oddalona od miejsca porwania ok. 120-150 mil na północ, porwani musieli jeszcze ok. 1,5 km iść przez pustynię do porośniętej krzewami mangrowca kotliny, gdzie trzymano ich ponad dobę. Jedynie niemogącego samodzielnie chodzić kapitana przewieziono motorowerem.
Tymczasem ms. „Adam Asnyk” znajdując się na pozycji 16°26,5'N, 041°10'E zmienił kurs w kierunku domniemanej pozycji „Bolesława Krzywoustego”, który, mimo, co 30-minutowego wywołania przez radiostację i UKF, milczał. O godzinie 19.56 odebrał z „Djibouti Radio” przekazany przez PLO komunikat informujący o zdarzeniu, parametrach techniczno-eksploatacyjnych i pozycji poszukiwanego statku. Przekazano również do „Djibouti Radio” informację, że „Adam Asnyk” kontynuuje poszukiwania i niebawem powinien znaleźć się na podanej pozycji. Faktycznie znalazł się tam o godzinie 20.35, niczego jednak nie znajdując. Kontynuowano więc dalsze poszukiwania, zmieniając kurs na SSE, co 2-3 godziny kontaktując, się z głównym nawigatorem PLO. Ok. godziny 22.30, na ekranie radaru wykryto podejrzane echo obiektu znajdującego się w odległości ok. 14 Mm i bardzo blisko brzegu.
W PLO dział już specjalny sztab, którym kieruje gł. nawigator kpt. ż.w. Leszek Michalik. W świat idzie dalszych kilkadziesiąt telegramów i teleksów, m.in. do Lloyda w Londynie, Ośrodka Koordynacyjnego w Moskwie, do przedsiębiorstw ratowniczych, agentów PLO w Hodeidah, Djiboutii, Atenach i Londynie, firmie Mairitime w Addis Abebie, przedstawiciela w Port Sudanie, ambasady w Addis Abebie, do „Bahrain” i „Djibouti Radio”. Przeprowadzono również wiele rozmów telefonicznych, głównie z polskimi statkami znajdującymi się na Morzu Czerwonym, w tym wielokrotnie z „Adamem Asnykiem”. W godzinach rannych o zdarzeniu poinformowano prasę, radio i telewizję.
5 styczeń
Od północy wody w pobliżu miejsca, w którym zaatakowano polski statek penetrowała załoga „Adama Asnyka”. Wiele wskazywało, że zlokalizowany na przybrzeżnej płyciźnie statek to „Krzywousty". Pewności teza ta nabrała o świcie, dokładnie ok. godziny 6.30 czasu lokalnego (5.30 czasu polskiego), gdy zobaczono go w odległości 6 Mm na SW. Była to rzeczywiście charakterystyczna sylwetka statku PLO z serii królewskiej.
O godzinie 7.20 „Asnyk” zbliżył się do „Krzywoustego” na odległość 1,4 Mm. Statek PLO znajdował się dokładnie na pozycji 16°23,9'N i 39°11,7' E w zatoczce o nazwie Mersa Gulbub.
-„Statek siedział na płyciźnie - pisze w swoim raporcie kapitan Joachim Złotoś — w odległości około 0.2 mili od brzegu, przechylony około 5° na lewą burtę. Lewe żurawiki łodziowe były opuszczone i szalupy nie było na statku. Nie można było z pewnością stwierdzić, czy prawe żurawiki były wychylone. W każdym razie prawej szalupy nie mogliśmy na statku dostrzec (mogła być również spalona lub okopcona). Obie kotwice były w kluzach. Statek leżał na kursie około 260°, prostopadłym do linii brzegowej. Sprawiało to wrażanie, jak gdyby załoga została zmuszona np. przez napastników do wyprowadzenia statku na brzeg, następnie został on podpalony i opuszczony. Zakładaliśmy również taką ewentualność, że statek się palił i załoga mogła dla jego ratowania sama wykierować go na brzeg, a następnie opuścić go w sposób zorganizowany. Nadbudówka statku była wypalona i cała czarna, jak również burty w obrębie ładowni nr 2, 4 i 5. Z ładowni nr l i 5 nadal wydobywał się biały dym. Bandera polska była podniesiona. Ludzi na statku nie dostrzeżono.
Z minimalną prędkością podeszliśmy na odległość l mili do brzegu i posuwaliśmy się w kierunku północnym prowadząc intensywną obserwację brzegu, wypatrując łodzi ratunkowych, tratw ratunkowych i ludzi. W odległości około 5 mil na północ od ms. „B. Krzywousty” znajdowały się drzewa i zielone krzewy. Powoli posuwaliśmy się w tym kierunku, sądząc, że być może tam załoga z ms. „B. Krzywousty” poszukiwała schronienia licząc na obecność słodkiej wody i cienia. Co do tego, że statek jest całkowicie opuszczony nie mieliśmy najmniejszej wątpliwości”.
O godzinie 5.05 z „Asnyka” nadano do wszystkich stacji następujący komunikat:
„Ms. „Adam Asnyk” SQFI o godz. 04.05 odnalazł ms. „Bolesław Krzywousty” w pozycji 16°23,5'N 039°12,2'E stop statek wystrandowany na plażę i pali się”. Komunikat ten został potwierdzony przez „Jeddah Radio”.
Ok. godziny 5.35 kapitan J. Złotoś łączy się z kapitanem L. Michalikiem informując go o tym, co zobaczyła załoga „Asnyka”. Ustalono, że następny komunikat telefoniczny nastąpi za 40 minut. „Asnyk” tymczasem kontynuował poszukiwania załogi „Krzywoustego”, zarówno na statku jak i na brzegu. Do godziny 6.00 nie dostrzeżono jednak żadnego śladu polskich marynarzy.
O godzinie 6.00 nieoczekiwanie zaczęto ostrzeliwać statek z lądu, przypuszczalnie ciężkimi moździerzami. Kapitan J. Złotoś natychmiast obiera kurs na ok. 100° w kierunku słońca będącego nisko nad widnokręgiem. Maszynie polecono maksymalizować obroty. Ogłoszono alarm „innych zagrożeń" dla załogi. Włączono pompy pożarowe i wyłączono wentylacje na statku. Obie szalupy opuszczono do pokładu łodziowego i przygotowano do natychmiastowego użycia. Przygotowano dodatkowe racje żywnościowe i wodę na wypadek opuszczenia statku. Załoga została zgromadzona w dolnych kabinach w przedniej części nadbudówki.
O godzinie 6.05 „Asnyk” nadaje sygnał SOS i swoją pozycję. Wiadomość potwierdza „Jeddah Radio” oraz statek bandery Vanuatu ms. „Matissimo” (YJXT) z polską załogą i kapitanem - Bolesławem Hutyrą, który zmienił kurs i popłynął w kierunku statku Chipolbroku. O godzinie 6.09 „Asnyk” powiadomił kpt. L. Michalika o przerwaniu poszukiwania załogi „Krzywoustego” i o swojej sytuacji. Swoją nową pozycję oraz kierunek ucieczki podaje również do „Jeddah Radio”.
Ostrzał statku zakończył się o godzinie 8.26, gdy statek znajdował się w odległości 6,6 mil od brzegu.
- Po pierwszych kilku wystrzałach - pisze w swym raporcie kapitan J. Złotoś - zlokalizowaliśmy miejsce na lądzie z którego prowadzono ostrzał. To umożliwiło wybrać chyba najwłaściwsze kursy zygzakowe (lecz generalnie w kierunku wschodnim). Po pierwszych wystrzałach (miejsca wybuchów były wyraźnie widoczne) zorientowaliśmy się, że kierunek ostrzału był bardzo niedobry dla nas i że wybuchy zbliżają się niebezpiecznie w naszym kierunku. Pierwsza niebezpieczna eksplozja miała miejsce około 30 m w prawo od rufowej części statku, a kolejna po niej 40-50 m w lewo od dziobu statku. Inne eksplozje były bardziej oddalone.
Mimo zakończenia ostrzału statku nadal nie czuliśmy się bezpieczni. Kursy zygzakowe prowadzono do godziny 6.40, kiedy to statek znajdował się w odległości 10 mil od lądu. Na lewym trawersie w odległości 9,5 mili była wysepka koralowa Difnein ze stacją radarową, która mogła kierować dalszym ostrzałem statku przez rakiety i artylerię.
Alarm „innych zagrożeń” dla załogi odwołano o godzinie 8.30 - o godzinie 10.15 podciągnięto szalupy na miejsca i sklarowano, a o godzinie 10.33 statek obrał kurs na Suez.
Dewiacja „Asnyka” wyniosła w sumie 275,5 mil i zajęła 25,5 godzin. Należy podkreślić, że podczas akcji poszukiwania „Gdynia Radio” wydzieliła wolne pasmo częstotliwości do wyłączonej (komunikacji z ms. „Adam Asnyk”, obsadzając je jednocześnie operatorem, który był na ciągłym nasłuchu.
O ostrzale i wynikach akcji „Asnyka” rzecznik prasowy powiadamia środki masowego przekazu. Przy tej okazji warto podkreślić, że PLO w odróżnieniu od innych informatorów m.in. MSZ, prasie przekazuje tylko pewne i sprawdzone informacje. Rychło bowiem okazało się, że informacji niesprawdzonych, hipotetycznych, uzyskanych z niewiarygodnych źródeł, jest znacznie więcej niż prawdziwych. Np. bezpośrednio po akcji „Asnyka” PLO otrzymały informację z naszej ambasady w Addis Abebie, że Etiopskie Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało ją, że na pomoc polskiemu statkowi, zaatakowanemu przez niezidentyfikowaną łódź bojową pospieszyły jednostki etiopskiej Marynarki Wojennej, pod kontrolą których statek się znajduje oraz, że na uszkodzonym polskim statku trwają prace remontowe, aby umożliwić mu przepłynięcie do Massawy.
Tego dnia o 9 rano na operatywce u dyrektora naczelnego Kazimierza Misiejuka zapadła decyzja wyjazdu do Sudanu dyr. ds. ekonomiki i rozwoju dr Michała Rosy wyposażonego w „pogotowie kasowe” 10 tys. dol. i nieograniczone pełnomocnictwa do prowadzania negocjacji z porywaczami polskich marynarzy i pasażera.
6, 7 i 8 stycznia
Nadal nie ma żadnej konkretnej informacji o losach załogi „Krzywoustego”, która w tym czasie zdążyła już zmienić miejsce swojego pierwszego pobytu na oddaloną o ok. 5 km rozbudowaną ziemiankę w strażnicy nad brzegiem morza. Żadnej pewnej informacji o polskich marynarzach nie ma również specjalnie w tym celu powołany sztab w MSZ.
Tymczasem w PLO, zwłaszcza w służbie głównego nawigatora, informacji o statkach, dyżurnego radiooficera, sekretariacie dyrektora naczelnego i rzecznika prasowego urywają się telefony od coraz bardziej zaniepokojonych rodzin, a także żądających dalszych szczegółów dziennikarzy. Żadnych nowych szczegółów jednak nie było.
Wreszcie 8 stycznia nadchodzi tak bardzo oczekiwana wiadomość od przedstawiciela PLO w Port Sudanie Janusza Broniarka. Teleksuje on, że tamtejszy przedstawiciel Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei - LFWE Mustafa Nura poinformował go, że załoga „Krzywoustego” jest żywa i znajduje się w rękach frontu (Erritian Peoples Liberation Front). Przedstawiciel PLO podał również, że 7 stycznia przekazał szczegóły sprawy oraz listę załogi „Krzywoustego” tamtejszemu przedstawicielowi Międzynarodowego Czerwonego Krzyża p. Denisowi Rowwy.
9, 10 i 11 stycznia
W sali konferencyjnej PLO odbywa się spotkanie I z-cy dyrektora naczelnego Ryszarda Ulanowskiego i przedstawicieli sztabu zajmującego się poszukiwaniem marynarzy „Krzywoustego” z ich rodzinami. Atmosfera jest nerwowa i nacechowana nieufnością do armatora. Wiele osób na sali jest przekonana, że nie mówi się im całej prawdy. Wielokrotnie padają np. pytania: skąd ta pewność, że na wraku „Krzywoustego” nie ma ich bliskich.
Brak informacji o losach załogi statku PLO nasila również akcję protestacyjną różnych organizacji i osób fizycznych przeciwko dokonywanym przez Erytrejczyków aktom pirackim. Apel taki wystosował m.in. Lech Wałęsa. Czytamy w nim m.in. „Apeluje o natychmiastowe uwolnienie bezprawnie przetrzymywanych 30 polskich obywateli. Rozmowy wysłanników Rzeczypospolitej Polskiej z przedstawicielami EFWE nie powinny być prowadzone pod presją i szantażem”.
Do etiopskich związków zawodowych z prośbą o pilne udzielenie - wszelkimi dostępnymi środkami pomocy w odnalezieniu załogi „Bolesława Krzywoustego” - zwrócił się również OPZZ. Z pilnym apelem o pomoc w uwalnianiu polskich marynarzy z rąk porywaczy wystąpiła do sekretarza generalnego Międzynarodowej Federacji Transportowców ITF Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” PLO, która wydała również w tej sprawie specjalne oświadczenie skierowano m.in. do prasy.
Protest przeciwko pogwałceniu prawa morza oraz dokonany przez LFWE akt bezprawia na załodze ms. „Bolesław Krzywousty” wysyła na ręce Ministra Spraw Zagranicznych prof. Krzysztofa Skubiszewskiego Federacja Związków Zawodowych Marynarzy i Rybaków Dalekomorskich.
11 stycznia przychodzi do PLO teleks od przedstawiciela w Port Sudanie, w którym informuje on, że nawiązał kolejny bezpośredni kontakt z reprezentantem LFWE Mustafą Nura, który przekazał kolejne zapewnienie że wszyscy z „Krzywoustego” czują się dobrze, znajdują się w najlepszych, możliwych do uzyskania w ich miejscu pobytu warunkach. Poinformował również, że przekazał za pośrednictwem p. Mustafy Nura list do kapitana zawierający zapewnienie, że PLO robią wszystko dla szybkiego powrotu załogi do kraju oraz z prośbą o kontakt tą samą drogą.
12 stycznia
W siedzibie PLO odbywa się 2 spotkanie rodzin członków załogi ms. „Bolesław Krzywousty” z dyrektorem naczelnym, w którym oprócz ekspertów z przedsiębiorstwa bezpośrednio zaangażowanych w sprawę uwolnienia uprowadzonych, wziął udział również dr Witold Rybczyński - wicedyrektor Departamentu Konsularnego MSZ. Podczas spotkania potwierdzono m.in. wiadomość o przybyciu poprzedniego dnia do Chartumu polskiej delegacji w składzie: dyrektor departamentu administracji morskiej i śródlądowej Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej dr Jerzy Vonau i zastępcy dyrektora naczelnego PLO dr. Michała Rosy oraz włączenie się do sprawy, oprócz Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, również innych organizacji międzynarodowych. Niestety, nadal brak było informacji o nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z uwięzioną załogą.
Fakt ten oraz ujawnienie przez dyrektora - po zapytaniu jednego z dziennikarzy - w istocie drugorzędnej i niezwiązanej bezpośrednio ze sprawą informacji, o wyładunku ze statku w Hodejdzie i Aqabie niewielkich ilości polskiej amunicji (w sumie mniej niż 50 ton), spowodował, że atmosfera spotkania daleka była od normalności i rzeczowej wymiany informacji. Apel dyr. W. Rybczyńskiego oraz jednego z członków rodzin do dziennikarzy obecnych na tym spotkaniu, by w swoich publikacjach na razie, do czasu uwolnienia porwanych marynarzy, nic nie pisali o przewozie przez statek amunicji, gdyż mogłoby to skomplikować prowadzone negocjacje z porywaczami, nie został przez wszystkich uwzględniony. Tego samego dnia informację o przewozie broni można było usłyszeć już w audycji „Radia Wolna Europa” oraz przeczytać w „Sztandarze Młodych” z 15 stycznia i w „Przeglądzie Tygodniowym”, który ukazał się z 18 stycznia.
Podczas spotkania rodziny członków załogi ms. „Bolesław Krzywousty” wystosowały apel do osób i organizacji odpowiedzialnych za uprowadzenie i przetrzymywanie ich bliskich, o ich uwolnienie.
13 stycznia
Tego dnia, a więc 10 dni po uprowadzeniu ms. „Bolesława Krzywoustego”, PLO otrzymują, via MSZ, z Konsulatu Generalnego RP w Londynie teleks z treścią komunikatu LFWE, opublikowanego tego samego dnia w Londynie. W komunikacie tym stwierdzono m.in., że w związku z manewrami morskimi przeprowadzonymi przez Marynarkę Wojenną Etiopii w rejonie na północ od portu Massawa i zwiększonymi dostawami broni i materiałów wojskowych dla Etiopii rejon ten staje się obszarem napięć i konfrontacji, w związku z czym znajdujące się tam statki handlowe, muszą liczyć się z konsekwencjami tego stanu rzeczy.
Tego samego dnia główny nawigator PLO za pośrednictwem „Gdyni Radio” wysyła statkom pływającym przez Morze Czerwone polecenie, by ściśle trzymały się tras przelotowych wyznaczonych przez żeglugę międzynarodową i nie zbliżały się do wybrzeży Etiopii.
14-21 stycznia
W Chartumie, a od 18 stycznia również w Port Sudanie, J. Vonau, M. Rosa i J. Omietański (radca z ambasady RP w Kairze) toczą trudne negocjacje z przedstawicielami LFWE p. Omaro i Mustafą Nura. Chociaż obaj rozmówcy polskich negocjatorów podczas każdej rozmowy stwierdzają, że załoga „Krzywoustego” czuje się dobrze i niebawem zostanie zwolniona, trzeba było uciekać się do różnych sposobów w celu wywarcia, presji, by decyzję tę wyegzekwować.
Pomocy szukano więc u ambasadorów USA, ZSRR, Francji (w Etiopii) Włoch i innych państw oraz miejscowych sił politycznych i wojskowych. Decydujący udział w uwolnieniu polskich marynarzy miał - co podkreślają wszyscy negocjatorzy - ambasador USA w Sudanie James R. Cheek.
O przebiegu negocjacji informowany był codziennie dyr. Szumski - który w MSZ był szefem sztabu ds. uwolnienia załogi „Krzywoustego”. Niestety, żadnej z tych informacji nie przekazano do PLO, mimo, że w odwrotnym kierunku wysyłane były natychmiast po otrzymaniu, wszystkie istotne wiadomości dotyczące tej sprawy.
Ostatecznie jednak, negocjacje, mimo dramatycznej ostatniej ich fazy (w której - podobno - na skutek różnicy poglądów w kierownictwie LFWE, omal nie dochodziło do ich zerwania) kończą się szczęśliwie.
Ważnym elementem nacisku w negocjacjach był specjalnie wyczarterowany przez PLO samolot typu IŁ-18, który od 3 rano 18 stycznia oczekiwał na porwanych marynarzy i sygnał o ich uwolnieniu na lotnisku w Kairze. Miał on zabrać z Port Sudanu załogę „Krzywoustego” najpierw 18, potem 19, by faktycznie, wylecieć dopiero 22 stycznia. Porwani, którzy traktowani byli przez partyzantów coraz lepiej, 14 stycznia po raz kolejny zmieniają miejsce swego pobytu. Tym razem był to lazaret w zmilitaryzowanej osadzie odległej od poprzedniej o kilkanaście godzin jazdy najpierw ciężarówką, a później autobusem, z noclegiem po drodze.
W lazarecie przebywają do 21 stycznia kiedy to nieoczekiwanie dla nich samych, po najlepszym obiedzie jaki jedli od 17 dni, zakończonym b. sympatycznym, przepraszającym polskich marynarzy za pomyłkę, której ofiarą padli, przemówieniem jednego z partyzanckich „generałów” po polsku (kiedyś studiował geologię na AGH w Krakowie), wsadzono ich (ok. godziny 11.00) do 3 terenowych „Toyot” i powieziono ku granicy sudańskiej. Po drodze, w pobliżu granicy etiopsko-sudańskiej dołącza do nich 4 Amerykanów: podobno 2 kongresmenów, którym towarzyszyła dziennikarka i „ochroniarz”. Oficjalne przekazanie polskich marynarzy władzom sudańskim następuje w porcie Suakin odległym o ok. 70 km od Port Sudanu. Przed hotel „Red Sea” w Port Sudanie „Toyoty” zajechały 22 stycznia o godzinie 3.30 rano, gdzie oczekiwali już na nie m.in. dyr. Michał Rosa oraz p. Janusz Broniarek z żoną.
22 stycznia
Kilka minut po powitaniu marynarzy dyr. M. Rosa telefonuje do dyrektora naczelnego: „Całą załogę plus pasażer przekazano nam w Port Sudanie 22.01.1990 godz. 03.30. Drugi oficer Nowak lekko ranny - bez zagrożeń. Pozostali zdrowi. Wylot samolotu z PS planowany na 15.00 local time via Kair do Gdańska. Kupuje najpotrzebniejsze ubrania. Proszę przygotować ciepłe ubrania na przylot. W sprawie danych o przylocie proszę kontaktować MSZ pan Szumski. Wracamy z załogą”.
12 godzin później do PLO przychodzi kolejny, z niecierpliwością oczekiwany teleks, tym razem od przedstawiciela w Port Sudanie - J. Broniarka: „Samolot z całą załogą, pasażerką i dyr. Rosą odleciał z Port Sudanu dziś, 22 stycznia o godzinie 15.11 czasu lokalnego”.
Do kompletu brakuje jeszcze wiadomości o wystartowaniu samolotu z Kairu. Długo jej nie ma. Wreszcie o godzinie 19.45 dyżurny radiooficer w centrali PLO odbiera krótki teleks podpisany przez ambasadora RP w Kairze Romana Czyżyckiego: „samolot z załogą wystartował z Kairu o godzinie 18.35” (czyli o godzinie 19.35 czasu polskiego). Oznacza to, że samolot do Rębiechowa powinien przylecieć ok. godziny 2.00 w nocy.
Natychmiast po zejściu na płytę lotniska w Rębiechowie kapitana Andrzeja Sikorskiego otoczyło kilkudziesięciu dziennikarzy.
Wreszcie po 19 dniach nadziei i oczekiwań o godzinie 2.20 w nocy wylądował wyczarterowany przez PLO specjalny samolot LOT-u z 30-osobową załogą „Krzywoustego”, dyrektorem J. Vonauem i M. Rosą, 2 przedstawicielami MSZ, specjalistą chorób tropikalnych dr. W. Mrozińskim oraz 7 dziennikarzami (z telewizyjnych „Wiadomości” PAP, „Rzeczypospolitej”, „Gazety Wyborczej” i tygodnika „Solidarność”), którzy tym samym samolotem wylecieli z kraju na spotkanie porwanych marynarzy. Na chwilę tę, od paru godzin na gdańskim lotnisku czekały rodziny, przedstawiciele armatora, kilkudziesięciu dziennikarzy z całej Polski, przyjaciele i znajomi uprowadzonych 19 dni wcześniej marynarzy. Wśród witających są m.in.: I zastępca ministra Transportu i Gospodarki Morskiej Jan Kuligowski, proboszcz kościoła św. Brygidy ks. kanonik Henryk Jankowski, poseł Czesław Nowak, senator Krzysztof Dowgiełło, a także liczna grupa przedstawicieli armatora z dyr. naczelnym K. Misiejukiem i dyr. ds. pracowniczych J. Wielińskim na czele oraz kierownictwa działających w PLO związków zawodowych.
Po powrocie z Afryki na pytania dziennikarzy odpowiadał dr Michał Rosa – dyrektor ds. ekonomiki i rozwoju PLO.
26 stycznia
Akwen wód terytorialnych Etiopii, oficjalnie zostaje uznany za rejon niebezpieczny dla żeglugi/ Tego dnia również PLO otrzymują od TiUR „WARTA” teleksową informację o tym, że Institue of Londyn Underwriters i Lloyd’s Underwriters Association ogłosiły 26 stycznia 1990 roku, że akwen wód Etiopii jest akwenem wyłączonym w rozumieniu warunków ubezpieczenia ryzyk wojny i strajków. Praktycznie oznacza to, że z tym dniem, ubezpieczyciele uznają ten rejon za niebezpieczny i każde wejście powinno być wcześniej zgłaszane ubezpieczycielom.
Opracował - opierając się głównie na dokumentach -
JERZY DRZEMCZEWSKI
Artykuł pt. "19 dni grozy" ukazał się w miesięczniku "Nasze Morze" nr 7 (lipiec) 2010