Cywil, nowym dyrektorem Muzeum Marynarki Wojennej

Z Tomaszem Miegoniem, nowym dyrektorem Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni rozmawia Jerzy Drzemczewski.

Tomasz Miegoń dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni
Tomasz Miegoń dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni


- Gratuluję nominacji na tak odpowiedzialną funkcję. Dotychczas znałem Pana jako dociekliwego, ambitnego telewizyjnego publicystę morskiego, którego pasją była historia polskiej marynarki wojennej i handlowej,
a ostatnio także marynarza. Kierowanie muzeum, to jednak jakościowo zupełnie inna praca, wymagająca
zupełnie innych kwalifikacji, predyspozycji i doświadczenia. Czy nie obawia się Pan tego nowego wyzwania?

- Nie mam takich obaw. Myślę też, że dotychczasowe moje, ponad 20 letnie, doświadczenie zawodowe w pracy w mediach, a zwłaszcza w Gdańskim Oddziale TVP oraz moja prawie 3 letnia praca jako oficera-nawigatora m.in.
na statkach PŻM: „Warta” i „Isadora” tylko w pełnieniu obecnej funkcji mogą mi pomóc. Do obecnej pracy też nie trafiłem przypadkowo. Przez poprzednią 4 letnią kadencję byłem członkiem Rady Muzeum Marynarki Wojennej,
a od 15 lat jestem członkiem zarządu Fundacji „O dach dla historii Marynarki Wojennej RP”, która zebrała
pierwszych kilka milionów złotych, które pozwoliły rozpocząć budowę tego obiektu w którym się obecnie
znajdujemy i doprowadzić go do stanu surowego zamkniętego. Ta społeczna, ale dość intensywna moja
działalność polegająca głównie na kontaktach z samorządowcami, biznesmenami itp., których celem było pozyskiwanie środków na budowę muzeum, umożliwiła mi również bliższe poznanie tej placówki
i mechanizmów nią rządzących od wewnątrz. Na zewnątrz muzeum, jego eksponaty, zwłaszcza znajdujące się w plenerowej ekspozycji broni i uzbrojenia morskiego znałem dość dobrze – byłem bowiem jego częstym gościem
od wczesnego dzieciństwa.

- Teraz jednak na wszystkie znajdujące się tam eksponaty musi Pan spoglądać inaczej, oczami muzealnika,
bardziej dociekliwie, szerzej, głębiej?

- Rzeczywiście. Odkąd pracują w muzeum swoją wiedzę w wielu sprawach musiałem mocno zweryfikować.
Okazała się ona inna niż wcześniej sądziłem. Wiele zagadnień musiałem poznać od nowa. W uzupełnieniu tej
wiedzy bardzo pomagają mi pracownicy muzeum, których merytoryczny poziom jest bardzo wysoki. Są to również ludzie bardzo zaangażowani w swoją pracę. Myślę, że przez najbliższe 3 lata, bo przez taki okres ma trwać moja kadencja, uda mi się z tym zespołem uczynić z Muzeum Marynarki Wojennej prawdziwą perłę na tle innych
placówek muzealnych .

- Nie wszystko jednak w muzeum było w idealnym porządku, skoro kilka miesięcy temu trójmiejska prasa pisała
o nieprawidłowościach w jego działalności i brakach w magazynach?

- Nie chciałbym na ten temat się wypowiadać, póki nie mam pełnej wiedzy o tej niejednoznacznej i ciągle jeszcze
do końca nie wyjaśnionej sprawie. Zbiory naszego muzeum były gromadzone od lat 50., czyli od początku jego istnienia. Za czasów dyrekcji kmdr Wojciechowskiego było ich już tyle, że musiały być przechowywane w wielu miejscach na terenie Gdyni. Był zatem najwyższy czas by podjąć decyzję o budowie nowego budynku muzeum. Wkrótce zresztą ją podjęto i gmach obecnego muzeum zaczął powstawać. Po upływie jego kadencji nowym dyrektorem muzeum został kmdr Sławomir Kudela, który dokonał rzeczy wielkiej, doprowadzając niemal do zakończenia jego budowy. Dokonał tego, mimo od początku towarzyszących tej inwestycji ogromnych problemów finansowych oraz prawnych. Te ostatnie wymusiły m.in. powołanie wspomnianej już fundacji „O dach dla historii Marynarki Wojennej RP”. Kolejnym dyrektorem został kmdr por. Andrzej Nowak, który miał przyjemność i zaszczyt zakończyć budowę i wprowadzić do tego pięknego, nowoczesnego gmachu, rozrzucone w wielu miejscach
muzealia oraz jego personel. Czy podczas tego wielkiego logistycznego przedsięwzięcia wszystko działało
idealnie, nie wiem. Wiem jednak, że tylko ten się nie myli kto nic nie robi. Z perspektywy mojej obecnie bardzo komfortowej sytuacji, mogę jedynie powiedzieć, że zasługi moich poprzedników w powstaniu tego gmachu i zagospodarowania w nim muzealiów są nie do przecenienia. Szczególnie wysoko cenię pracę wspomnianego
kmdr Kudelę, którego heroiczne wysiłki, w nie zawsze sprzyjających okolicznościach, na bieżąco obserwowałem.

- Kilka dni przed naszą rozmową odwiedziłem muzeum. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że niewiele się w nim
zmieniło od czasu jego uroczystego otwarcia w dniu 28 listopada 2012 r. Nadal nie ma tam wystawy stałej?

- Ekspozycji stałej jeszcze nie ma, bo wciąż nie ma na nią funduszy. Mój poprzednik był nawet bliski ich uzyskania. Priorytety miały jednak koszty związane z dokończeniem budowy tego gmachu. Zakupił jednak bardzo ambitny i rzeczywiście interesujący projekt takiej wystawy. Nie zamierzamy jednak czekać na te fundusze z założonymi
rękami. Wolna przestrzeń, która była początkowo na ten cel przeznaczona, stopniowo zagospodarowujemy
różnymi muzealiami: dokumentami i zdjęciami oraz modelami żaglowców. Obecnie jest tam m.in. bardzo
interesująca wystawa zdjęć marynarza z okrętu „Garland”, dokumentująca codzienne życie załogi niszczyciela.
Są to unikatowe, nigdzie dotychczas nie publikowane fotografie wywołane z negatywów dopiero w ub. roku.
W planach mamy również zbudowanie tam ekspozycji nurkowej oraz specjalnego kącika dla dzieci. Myślę, że
uda się nam już wkrótce zmniejszyć dość wyraźnie widoczne dysproporcje między wartościowymi muzealiami na parterze budynku i II piętrze, a I piętrem przeznaczonym na wystawę stałą. Tym bardziej jest to realne, że
dosłownie każdego tygodnia otrzymujemy nowe, związane z historią marynarki wojennej obiekty.

- Co na przykład muzeum pozyskała w ostatnim czasie?

- Już podczas nocy muzeów mogliśmy pokazać nasz najnowszy nabytek, którym jest pojazd podwodny „błotnik” – prawdziwy „biały kruk” wśród muzealiów polskiej morskiej techniki wojskowej lat 70. Do dzisiaj zachowały się
tylko 4 takie pojazdy, z których tylko obecnie eksponowany w muzeum ma oryginalne wyposażenie. Jeszcze kilka
lat temu istnienie tych pojazdów, które przeznaczone były dla płetwonurków z oddziału specjalnego „Formoza”,
okryte było głęboką tajemnicą. Ponadto w najbliższym czasie pozyskamy dwie, dzisiaj jeszcze zalegające na dnie Bałtyku, armaty, z których jedna jest niezwykle cenna. Odnalazł je znany pasjonat militariów morskich, przyjaciel naszego muzeum Mariusz Szymański, słynny fryzjer z Oksywia i właściciel patentu na specjalne płetwy dla płetwonurków, którym już zainteresowały się siły specjalne m.in. USA, Niemiec i Republiki Południowej Afryki.
Właśnie podczas ich testowania natrafił na wspomniane armaty, które niebawem wydobędziemy. Aktualnie w tej sprawie prowadzimy rozmowy z administracją morską i konserwatorem zabytków. Szkopuł jednak w tym, że
znajdują się one na stosunkowo płytkich wodach, uniemożliwiających zatrudnienie statku z odpowiednim
dźwigiem, by je wydobyć. Myślę jednak, że i z tym problemem sobie poradzimy.

Przyjęcie Błotniaka.
Przyjęcie Błotniaka.


- Kilka lat temu przekazanych zostało do muzeum lotnictwa w Dęblinie, oficjalnie w celu ich konserwacji, kilka samolotów lotnictwa morskiego, eksponowanych w najbardziej atrakcyjnej, plenerowej części muzeum. Czy eksponaty te powrócą do Gdyni?



- Sprawy te reguluje specjalna umowa między naszymi muzeami. Na pewno będę starał się o ich powrót na
Wybrzeże . M.in. jest wśród nich samolot odrzutowy Ił 28 w wersji morskiej, który kiedyś patrolował nasze
wybrzeże. Jest to jedyna zachowana tego typu maszyna w Polsce, pozostałe są bowiem w wersji bombowej.

- Skoro mówimy o współpracy między muzeami, jak się układa współpraca z Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku, które również ma bardzo bogate zbiory dotyczące polskiej marynarki wojennej?


- Jak najlepiej. Jedną z pierwszych wizyt, które złożyłem po swojej nominacji była wizyta u dyrektora Narodowego Muzeum Morskiego Jerzego Litwina. Rozmowa przebiegała w bardzo sympatycznej atmosferze. Mówiliśmy
o naszych planach na najbliższą przyszłość. M.in. o tym, że zamierzamy stworzyć dział badań podwodnych, który
będzie się skupiał na wydobywaniu różnego rodzaju zabytków militarnych z dna Zatoki Gdańskiej. Również w tej dziedzinie dyr. Litwin zaoferował nam swoją współpracę i pomoc, mimo że miał świadomość, że NMM utraci
monopol na badania podwodne. Na szczęście profile działalności naszych muzeów, mimo, że związane są
głównie z tematyką morską, różnią się dość znacznie, natomiast płaszczyzn do współpracy jest dużo więcej niż
do konkurencji.

- Dziękuję za rozmowę.

Jerzy Drzemczewski